Drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem. To już 2 lata odkąd
jej ojciec nie żyje. Wyprowadziła się z domu zaraz po jego śmierci. Kochała go.
Z nikim nie miała tak dobrych kontaktów jak z tatą. To on pytał ją zawsze jak
było w akademii, jak było na misji… Kiedy go zabrakło Sakura straciła cząstkę
siebie. Kolejna osoba, która od niej odeszła: Sasuke, babcia, Naruto… Zmęczona
opadła na starą dziurawą kanapę na środku pokoju. Odchyliła głowę i zamknęła
oczy. W myślach stanął przed nią widok sprzed paru lat.
- Na siódmej nic. – szepnęła do mikrofonu
nie tracąc czujności.
- Zrozumiałem. – odpowiedź
dostała już po chwili.
Schodząc powoli z
drzewa rozglądała się w koło. Bardzo ostrożnie zbliżała się do krzaków
nasłuchując choćby najcichszych odgłosów. Delikatny szelest przyciągnął jej
uwagę.
- „To moja szansa!” – pomyślała
szybkim ruchem wkładając ręce między liście.
Rozległo się głośne
miauknięcie. Kot wybiegł przestraszony nią kierując się w głąb lasu.
- Cholera jasna! – Sasuke
podbiegł do niej. – Zawsze musisz wszystko spieprzyć? Przecież mogłaś
zakomunikować!
- Co się stało? – dołączył do
nich zdezorientowany blondyn.
- To co zwykle. Nasza droga
koleżanka chciała wziąć sprawę w swoje ręce! – odparł podniesionym głosem.
Jej ramiona drżały a
palce mocno zacisnęły się na czerwonej koszulce. Cichy szloch wyrwał się z jej
ust. Różowe kosmyki opadały jej na twarz. Stała zgarbiona czując łzy na
policzkach. Obrażona i zawstydzona. Znowu zrobiła z siebie pośmiewisko.
Przestało ją to już śmieszyć, odkąd czuła, że nie jest w pełni niezależna. Cóż
to za shinobi, który polega jedynie na innych?
- Sakurcia? – Naruto podszedł do
niej kładąc dłoń na jej plecach. - W
porządku, przecież go znajdziemy…
- Wcale nie jest w porządku! –
krzyknęła mu w twarz.
Zimne powietrze owiało
jej twarz zmuszając do zamknięcia oczu. Uchiha przyglądał się z chłodną miną.
- Żałosne… - zaśmiał się.
Nagle poczuł
uderzenie. Złapał się za gorący policzek zaskoczony sytuacją. Dziewczyna
zniknęła wśród drzew.
Noc szybko minęła. Tsunade siedziała na krześle nerwowo
stukając butami o podłogę. W jej dłoni tlił się w połowie spalony papieros a
jej wargi były całe zgryzione od zdenerwowania. Wieść o Naruto rozeszła się
szybko wśród samych ninja, jednak wciąż była utrzymywana w tajemnicy przed
innymi mieszkańcami wioski. W obawie przed paniką postanowiła nie informować
cywili. Wspomnienia o Dziewięcioogoniastej Bestii były zbyt świeże i zbyt
bolesne… Przed szybą stali najbliżsi:
Neji, Ten-Ten, Lee, Ino, Chouji… Hinata leżała w kącie z nieobecnym wzrokiem.
Kuzyn spojrzał na nią z troską. Klęknął naprzeciwko głaszcząc jej granatowe
włosy.
- Hinata…
Wszystko będzie w porządku…
-
Dlaczego to nie mogłam być ja? –zawyła.
Jej głos był nadzwyczaj przeraźliwy. Nigdy nie mówiła takim
tonem. Wyczuć można było niesamowity ból. Stan Naruto ranił jej serce, co można
było zauważyć.
- Co ty
wygadu…
-
Dlaczego to nie mogłam być ja? – opuściła głowę chowając ją między kolanami.
Do pomieszczenia wbiegła kolejna postać. Biały kapelusz
opadł z jej głowy kiedy ta natychmiast się zatrzymała. Wszyscy odwrócili się
nagle. Hokage zerknęła w górę gasząc papierosa nogą.
-
Kazekage? – zdziwiona wstała. – Skąd TY o tym wiesz?
Nie odpowiedział otwierając wrota do miejsca, gdzie leżał
Naruto.
- Co ty
robisz?! – Tsunade krzyknęła próbując go odepchnąć.
Za drzwiami widniała niebieska tafla nie pozwalająca na
wejście.
- Co to
jest? – zapytał ze złością.
Piąta pokazała na grupkę ninja za nią. Stali skupieni ze
złączonymi dłońmi. Były one oplecione kablami, które przyczepione były do
ściany dzielącej główny hol ze zeszklonym pokojem. Na straży ich bezpieczeństwa
czuwały oddziały ANBU.
- Jeśli
przestaną ją gromadzić wszyscy zginiemy. Więc uspokój się i usiądź. – podsunęła
mu nogą krzesło. – Nie jesteś jedyną osobą, która się o niego martwi.
- Panie
Kakashi, może coś pan zje? – niska rudowłosa dziewczyna podeszła do niego z
tacką szpitalnego jedzenia.
Uśmiechnął się do niej dziękując. Wziął w rękę kanapkę
zamykając oczy. Chakra Sasuke była bardzo niestabilna. Mógł to wyczuć. Jego
oczy zakryte były opatrunkami, z których wciąż sączyła się krew. Co prawda
mniej niż jak tu dotarł. Lekarze wciąż leczyli go zmieniając się co chwilę.
Siwowłosy westchnął podnosząc się z ziemi. Odłożył kanapkę otrzepując ręce z
okruchów.
-
„Zaraz się obudzi.” – podszedł do chłopaka wkładając dłonie do kieszeni.
Nie pomylił się. Chłopak nagle zaczął kaszleć. Oddział
natychmiast zareagował, przygotowując się do obezwładnienia. Jonin zatrzymał
ich gestem dłoni, na co niechętnie przystali. Oparł się jedną ręką o posadzkę
dysząc ciężko.. Zdjął z oczu opatrunki.
-
Lepiej tego nie rób bo stracisz wzrok. – usłyszał znajomy głos.
-
Kakashi Hatake. – uśmiechnął się. – Czyli jestem w wiosce?
- Tak
Sasuke. Wróciłeś do domu…
Rozległ się szyderczy śmiech.
- W
domu? Nazwałbyś domem miejsce, gdzie zabijają Ci Twoją rodzinę?
- To
nie nasza wina Sasuke. – kucnął przed nim. – To nie ja to zrobiłem, nie zrobił
tego Naruto i ta pani która stoi za Tobą też tego nie zrobiła.
Kobieta, która wcześniej dała mu jedzenie poruszyła się
nerwowo.
- Ale
Ci, którzy to zrobili wciąż żyją. – wycedził przez zęby.
-
Chcesz zabić bezbronnych staruszków? – zapytał drapiąc się po głowie. –
Myślałem, że stać Cię na coś większego.
Uchiha poderwał się próbując zaatakować. Nie było trudnym
zrobienie uniku, gdyż atakujący szybko opadł na ziemię kaszląc krwią.
- Teraz
i tak nic nie zrobisz. Nie ma też szans, żebyś uciekł. Cały szpital, nie mówiąc
już o wiosce jest zalany ANBU. – chwycił go za ramię podnosząc.
-
Wszyscy musicie mnie teraz nienawidzić. Zabiłem waszego bohatera. – uśmiechnął
się odpychając go.
- Aaa,
Naruto? Tu się mylisz.
Witajcie! Dziękuję wam zarówno za słowa krytyki jak i te ciepłe. I jedne i drugie zachęcają do dalszego pisania. Bardzo motywujące : ) Obiecuję, że poprawię styl pisania. Jednocześnie proszę o wybaczenie częstotliwości publikowania rozdziałów, ale matura z fizyki obowiązuje do dość częstej nauki, a trzeba jeszcze troszczyć się o życie osobiste i towarzyskie : ) Mam nadzieję, że dobrze się czytało! Do następnego.